ŁEMPICKA, BUGATTI I TAŃCZĄCY SŁOŃ
Portret we wnętrzu auta? Coś takiego mogło się zdarzyć tylko w szalonych latach dwudziestych. W czasie, gdy u początków motoryzacji, samochód traktowano jak dzieło sztuki, ikonę nowoczesności, symbol niezależności i wyemancypowania kobiety. W 1929 roku Tamara Łempicka na zamówienie wydawcy niemieckiego magazynu Die Dame namalowała Autoportret w zielonym Bugatti – jeden z najbardziej znanych i najczęściej reprodukowanych obrazów na świecie. I niby wiele już o nim powiedziano, ale do dziś nie wiadomo, który model Bugatti przedstawiła artystka na obrazie, bo widnieje tam tylko jego mały fragment.
foto: Bugatti & text: Marta Kropidłowska
Znając jednak kilka faktów z biografii Łempickiej – jej zamiłowanie do luksusu i pragnienie by uczynić życie wyjątkowym, oraz to, że Bugatti Royale to najwspanialsze auto jakie wtedy powstało – można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że to właśnie w tym a nie innym Bugatti postanowiła uwiecznić się Łempicka.
Dodać można jeszcze, że długo oczekiwana premiera tego modelu miała miejsce w 1929 roku, tym samym, w którym Tamara malowała Autoportret. Wiadomo też, że jeden z egzemplarzy Royale miał właśnie ten niezwykły odcień morskiej zieleni i posiadał zwijany dach z czarnego płótna, dobrze widoczny na obrazie. To wyjątkowe auto zaprojektował genialny inżynier i wizjoner – Ettore Bugatti, dla którego samochody były synonimem piękna, elegancji i najnowocześniejszych technologii. W latach dwudziestych wszyscy wielcy, sławni i bogaci marzyli o tym, by jeździć zaprojektowanymi przez niego samochodami z alzackiej Miluzy. Ukoronowaniem projektów Ettore miał być właśnie Bugatti Typ 41, znany jako Royale. I to się w pełni udało. Powstał samochód niepodobny do żadnego przed nim. W całości ręcznie zbudowany, o długości 6,5 metra i 12,7-litrowym silniku o mocy 300 koni mechanicznych.
Już sama nazwa wskazuje dla kogo zostało przeznaczone auto. W poszczególnych egzemplarzach Royale jedynie podwozie, silnik i kształt przodu były jednakowe, natomiast kabina i wnętrze – wykonane z najwyższej jakości skóry i drewna, budowane były ściśle według wskazówek klienta. I właśnie fakt, że każdy egzemplarz modelu był niepowtarzalny, najlepiej świadczy o wyjątkowym i luksusowym charakterze tego auta. No i jeszcze cena. Miała być zaporowa i taka była. Samo podwozie Bugatti Royale kosztowało dwa razy więcej niż najdroższy wtedy model Rolls-Royce’a.
Zewnętrzny wygląd limuzyny wprost oszałamiał swą wspaniałością. Maska zajmowała ponad połowę jego długości, zwracały uwagę ogromne koła z piękną linią błotników i cztery wielkie reflektory. Karoseria – na wysoki połysk, z dużą ilością chromowanych dodatków, które miały podkreślać elegancję pojazdu. Wzrok przyciągała umieszczona na chłodnicy replika tańczącego słonia Rembrandta. Nie chodzi tu jednak o Rembrandta van Rijn, ale o brata Ettore – Rembrandta Bugatti, dość znanego na początku XX wieku rzeźbiarza. W okresie międzywojennym regułą było, że maski najbardziej luksusowych aut zdobiły maskotki i symbole producentów. Ettore Bugatti długo opierał się tej tradycji i jego samochody miały w tym miejscu jedynie proste, czerwone logo firmy. Uległ dopiero projektując Royale, swój największy, najdroższy i najbardziej luksusowy model, a tańczący słoń stał się odtąd jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli marki.
Niestety, premiera tego wspaniałego, przeznaczonego dla najzamożniejszych tego świata samochodu, zbiegła się z wielkim kryzysem ekonomicznym, który rozpoczął się 24 października 1929 roku od krachu na Wall Street. W rezultacie powstało tylko sześć egzemplarzy Royale, z czego sprzedano trzy.
Kiedy zagadka auta z obrazu wydaje się wyjaśniona, pozostaje jeszcze pytanie: Czy Łempicka rzeczywiście jeździła którymś z modeli Bugatti? Była wszak wziętą malarką i kochała luksus… No cóż, prawda była bardziej prozaiczna – Tamara malując Autoportret w zielonym Bugatti była właścicielką małego, żółtego renault.