ARTHUR RACKHAM
Tekst: Paula Mroczkowska
Ilustracje wykonane do Alicji w Krainie Czarów czy Piotrusia Pana pełne są czaru i nieodpartego wdzięku; wydaje się, że odzwierciedlają świat dziecięcych marzeń, świetnie odwołując się do wrażliwości młodych odbiorców.
Księgarnie, podobnie jak kawiarnie, są tymi punktami na mapie miasta, które często odwiedzam. Pierwsze z nich nawet z większą przyjemnością. Molem książkowym jestem od zawsze. Nie od początku zwracałam jednak uwagę na detale – nie mam tu na myśli bynajmniej treści książek, lecz raczej ich oprawę. Przyznaję, że obecnie także „dorosłe” książki są piękne wydawane – zwłaszcza mniejsze, niezależne wydawnictwa dbają o jakość swoich publikacji – odpowiednią gładkość, gramaturę papieru, dopracowaną szatę graficzną. Szkoda tylko, że wciąż w tak niewielu książkach dla dojrzałych czytelników ważną rolę odgrywają wplecione w tekst ilustracje. A jeśli już się pojawiają, to często nadają dziełu walor eksperymentu (odsyłam choćby do Sennego żywota Leonory de la Cruz Agnieszki Taborowskiej).
Z tego względu odwiedzając księgarnie, nierzadko najpierw kieruję swoje kroki w stronę regałów z książkami dla dzieci. To tam czekają na mnie estetyczne doznania porównywalne z tymi, których doświadczam, przebywając w galerii sztuki. Zachwycam się linią, kolorystyką, aurą ilustracji, które świetnie oddają ducha czasów, a przy tym odzwierciedlają współczesne podejście do dzieci. Młody odbiorca staje się wszak często równoprawnym partnerem artysty w komentowaniu, a nawet krytykowaniu rzeczywistości; zyskuje więc prawo głosu.
Jeśli wydaje nam się jednak, że to całkiem współczesny wynalazek, nowatorskie podejście do kwestii estetyki książek dla dzieci, to jesteśmy w błędzie. Złota era ilustracji dziecięcych rozpoczęła się bowiem w XIX w. Wystarczy zapoznać się choćby z pracami angielskich artystów i artystek, takich jak Eleanor Vere Boyle, Kate Greenaway, John Tenniel czy Arthur Rackham, by się o tym przekonać. Zwłaszcza dzieła ostatniego z wymienionych ilustratorów doskonale oddają ducha epoki wiktoriańskiej, choć powstawały nieco później – na przełomie XIX i XX w.
Ilustracje wykonane do Alicji w Krainie Czarów czy Piotrusia Pana pełne są czaru i nieodpartego wdzięku; wydaje się, że odzwierciedlają świat dziecięcych marzeń, świetnie odwołując się do wrażliwości młodych odbiorców. Ponadto kreują niezwykle eteryczny obraz kobiecego piękna, nawiązując przy tym w wyraźny sposób do spuścizny Prerafaelitów. Delikatne, ale nakreślone wprawną ręką postaci młodych dziewczyn z rozwianymi przez wiatr włosami przywodzą na myśl nieuchwytne wróżki zamieszkujące zaczarowane ogrody, parki i lasy. Można się domyślać, jak bardzo takie nienarzucające się, lecz zapadające przy tym w pamięć przedstawienia musiały oddziaływać na dziecięcą wyobraźnię.
Czystość barw, precyzyjny rysunek, a przy tym niesłychana umiejętność stworzenia atmosfery wykraczającej poza to, co uchwytne przyczyniły się do sukcesu Rackhama i pozwoliły mu na wyrobienie sobie marki świetnego ilustratora.Sława artysty przekroczyła zresztą granice jego ojczystego kraju, docierając do Stanów Zjednoczonych. Trudno się temu dziwić – z prac angielskiego twórcy odczytać można także jego zrozumienie dla potrzeb młodych odbiorców, którzy pisali doń listy zawierające nierzadko entuzjastyczne oceny dzieł artysty.
W swoich ilustracjach Rackham stworzył świat nieco surrealistyczny, oniryczny przesiąknięty magią. To rzeczywistość podporządkowana prawom natury, który nie sprawiają jednak wrażenia okrutnych, ale przychylnych człowiekowi, ponieważ pod wieloma względami do niego podobnych. Jeśli w ten sposób artysta chciał rozbudzić, a zarazem uhonorować dziecięcą ciekawość świata, to bez wątpienia udało mu się tego dokonać. Jeśli dorośli odbiorcy, spoglądając na jego ilustracje, mieli poczuć tęsknotę za beztroskimi czasami dzieciństwa, to zamiar ów także zrealizował z powodzeniem. Prace Arthura Rackhama do dziś mogą bowiem zachwycać również tych, którzy od pewnego czasu dziećmi już nie są. Niewykluczone, że stanowią także inspirację dla współczesnych ilustratorów. Cieszę się z tego, bo być może, kiedy następnym razem – wiedziona tęsknotą – zbliżę się do regału z książkami dla dzieci, trafię do świata, w którym rozpoznam elementy zaczerpnięte z Rackhamowskiej wyobraźni.