ZANIM
NARODZIŁO SIĘ
ART DECO
Foto: MNW, Muzeum Narodowe w Warszawie & Tekst: Paula Mroczkowska
Przeglądając strony internetowe, natrafiłam niedawno na stwierdzenie, że w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat wzrosło zainteresowanie designem. Jeśli za wyznacznik owej tendencji zostałoby uznane zwiększenie popularności samego terminu, to trudno się nie zgodzić z podobnym spostrzeżeniem. Nie jestem zwolenniczką częstego używania słowa „design” w odniesieniu do sztuki użytkowej. Pomimo swojego wszędobylstwa dla mnie wyraz ten nadal brzmi obco, przywodzi na myśl sterylne laboratorium, zaprzeczenie przytulności; bywa więc nieadekwatny zwłaszcza do opisu niektórych wnętrz mieszkalnych. Na pewno lepiej koresponduje z przedmiotami wyrażającymi pęd ku nowoczesności. Do ostatniego zjawiska też najczęściej odnoszę się z rezerwą. W ostatnim czasie wyraźniej zdałam sobie jednak sprawę z tego, że współczesne wzornictwo, nawet to sumaryczne, skrajnie uproszczone, przybierające futurystyczne formy okaże się kiedyś nieco staroświeckie i zachowawcze. Stanie się wszak świadectwem czasów, w których teraz żyjemy, być może elementem muzealnej ekspozycji.
Przeglądając strony internetowe, natrafiłam niedawno na stwierdzenie, że w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat wzrosło zainteresowanie designem. Jeśli za wyznacznik owej tendencji zostałoby uznane zwiększenie popularności samego terminu, to trudno się nie zgodzić z podobnym spostrzeżeniem. Nie jestem zwolenniczką częstego używania słowa „design” w odniesieniu do sztuki użytkowej. Pomimo swojego wszędobylstwa dla mnie wyraz ten nadal brzmi obco, przywodzi na myśl sterylne laboratorium, zaprzeczenie przytulności; bywa więc nieadekwatny zwłaszcza do opisu niektórych wnętrz mieszkalnych. Na pewno lepiej koresponduje z przedmiotami wyrażającymi pęd ku nowoczesności. Do ostatniego zjawiska też najczęściej odnoszę się z rezerwą. W ostatnim czasie wyraźniej zdałam sobie jednak sprawę z tego, że współczesne wzornictwo, nawet to sumaryczne, skrajnie uproszczone, przybierające futurystyczne formy okaże się kiedyś nieco staroświeckie i zachowawcze. Stanie się wszak świadectwem czasów, w których teraz żyjemy, być może elementem muzealnej ekspozycji.
Przyjęcie podobnej perspektywy w odniesieniu do eksponatów prezentowanych na wystawie poświęconej epoce biedermeieru trwającej w Muzeum Narodowym w Warszawie pozwala na uświadomienie sobie, że mamy do czynienia ze świadectwem nowoczesnego myślenia o przedmiotach, zwłaszcza meblach i drobnych sprzętach przeznaczonych do użytku domowego. Biedermeier, nazywany także „udomowionym romantyzmem” rozwijał się na terenie Niemiec, Austrii (także Galicji) od 1815 roku. Za koniec owej epoki w historii sztuki przyjmuje się moment rozpoczęcia Wiosny Ludów. Styl ten znalazł swoje odzwierciedlenie w różnych gałęziach kultury – choćby w malarstwie czy literaturze. Najwyraźniej jednakże zaznaczył swoją obecność w wytworach rzemiosła artystycznego, głównie w meblarstwie. Kładł nacisk przede wszystkim na zapewnienie wygody mieszczańskiej rodzinie. Stworzeniu nastroju intymności miało sprzyjać nagromadzenie przeróżnych drobiazgów, uroczych bibelotów, które łączyły względy estetyczne z funkcjonalnością.
Za dowód artystycznej biegłości rzemieślnika można uznać jeden z prezentowanych na wystawie rarytasów – wiedeński fortepianik podróżny. Przyglądając się temu instrumentowi, doszłam do wniosku, że stanowi on właściwie kwintesencję biedermeieru – wykonany ze szlachetnych gatunków drewna, fornirowany tują, hebanem i jaworem , zarazem solidny i niezwykle estetyczny. Korzystająca z niego kobieta mogła nie tylko zapewnić rozrywkę sobie i słuchaczom, lecz także zadbać o urodę, korzystając z umieszczonego w pokrywie walizeczki lustra. Charakterystyczny dla owej epoki motyw róż, które nie tylko tworzą ramkę wokół tafli zwierciadła, ale również wychylają się z ustawionych po obu jego stronach wazonów przywodzi na myśl przytulne, komfortowe wnętrze mieszczańskiego salonu. Widniejący nad klawiaturą fortepianu miniaturowy krajobraz odwołuje się zapewne do tematu podróży. Dbałość o szczegóły, z jaką został wykonany instrument, doskonale wpisuje się w panujący wówczas stosunek do przedmiotów; zarówno podczas ich wytwarzania, jak i użytkowania.
Mimo że część obróbki surowca mogła odbywać się za pomocą mechanicznych urządzeń (były to wszak czasy rewolucji przemysłowej), co wpłynęło na niższą – w porównaniu z drożyzną wytworów dawnego rzemiosła artystycznego – cenę towarów, to jednak proces ten nie doprowadził do ich masowej produkcji, a w konsekwencji do zalewu tandety. Przeciwnie, rzemieślnicy, chcąc sprostać wymaganiom swoich klientów, tworzyli przedmioty trwałe, a przy tym nierzadko piękne. Ich użytkownicy natomiast, w zależności od charakteru i funkcji przedmiotów, mieli do nich czasem wręcz nabożny stosunek ( można sobie wyobrazić, jak traktowano porcelanowe filiżanki z wizerunkami bohaterów narodowych).
Oglądając wystawę, z zadowoleniem stwierdziłam, że – zgodnie z zamysłem jej twórców – w oczy rzuca się przede wszystkim umiejętnie wyeksponowana uroda przedmiotów. Ich użyteczność, trwałość i walory estetyczne sprawiają, że muzealne eksponaty przynajmniej w tych aspektach mogą stanowić inspirację – zarówno dla współczesnych twórców, jak i użytkowników.